wtorek, 22 marca 2016

poniedziałek, 28 września 2015

Epilog + podziękowanie

Epilog
Ewa:
Od momentu naszej rozmowy wszystko układa się po naszej myśli. Zdarzają się kłótnie, ale w jakim związku ich nie ma? Nie raz groziłam, że się wyprowadzę, ale wystarcza jeden jego uśmiech i cała złość mija. Matt nadal gra w Zenicie, z którym wiedze mu się świetnie. Stosunki w drużynie wśród przyjmujących są dość napięte. Matthew usilnie próbuje przemówić do rozsądku temu rudobrodemu idiocie. Niestety jego starania cały czas spełzają na niczym. Jedynym, co przez ostatnie miesiące go interesowało to gdzie może się nawalić i zaliczyć panienkę. To chyba jedyna rysa na naszym niemal idealnym świecie. Jestem szczęśliwa i to dzięki brunetowi, który na każdym kroku stara się dla mnie, dla nas.
-Ewka, jestem – usłyszałam od strony drzwi.
-Ogarnij się i przyjdź do salonu, przygotowałam kolacje – odkrzyknęłam wykładając na talerze makaron.
15 minut później jedliśmy rozmawiając, po posiłku sprzątnęliśmy i zdecydowaliśmy się wymienić mikołajkowymi upominkami. Otworzyłam pudełko, w którym znajdował się śliczny pierścionek.
-Ew…? – Nie dałam mu skończyć.
-Kocham Cię, Anderson – pocałowałam go namiętnie – A teraz otwórz swój prezent.
Chłopak rozpakował średniej wielkości pudełko, z którego jako pierwsze wyjął czarno-białe zdjęcie.
-Co to?
-Wyjmij wszystko – uśmiechnęłam się delikatnie. Po chwili w jego rękach znalazły się dwie pary mikroskopijnych bucików.
-Jesteś…? – Kiwnęłam na potwierdzenie, a on po raz kolejny obdarzył mnie pocałunkiem, tym razem jednak czułym i subtelnym przekazując mi wszystkie emocje, od radości po miłość. – Będę tatą.. Cholera będę ojcem! I to podwójnym!
Chyba dotarło to do niego z lekkim opóźnieniem. Najważniejsze było jednak, że się ucieszył. Chłopak uklęknął przede mną i podwinął moją koszulkę.
-Będę dla was najlepszym tatą na świecie – po jego policzku spłynęła łza, nadal brakowało mu jego ojca.

Matthew (dnia następnego):
Przepełniała mnie duma i szczęście. Mam wszystko, co tylko potrzebne do szczęścia – siatkówkę i ukochaną narzeczoną w ciąży. Miałem ochotę śpiewać i tańczyć, byłem gotowy niemal odlecieć.
-Będę ojcem – wydarłem się na całą szatnie zaraz po wejściu.
Mężczyźni otoczyli mnie i zaczęli gratulować, tylko Siwożelez stał z boku i był obojętny na wszystko. Dziękowałem i słuchałem rad starszych kolegów, którzy mają w tym polu doświadczenie.

Iza :
Nadal mieszkam w Dortmundzie, gdzie wyjechałam tamtego feralnego dnia. To tutaj odnalazłam spokój i przyjaciół. To tych kilkunastu mężczyzn i ich partnerki tworzy moją rodzinę. Wiele razy dziękowałam losowi, że nie było wolnych klubowych mieszkań i musiałam zamieszkać z jednym z piłkarzy, padło na Reusa. Po tych siedmiu miesiącach wspólnego mieszkania mogę go śmiało nazwać przyjacielem. W ostatnich miesiącach ciąży bardzo mi pomagał i wspierał. Spełniał każdą najdrobniejszą zachciankę. Nawet na porodówkę mnie zabrał i pielęgniarki poinformowały go, że ma syna! A on zemdlał. Tak się chłopak przejął. Po narodzinach Saszy proponowałam, że się wyprowadzę, ale Marco jest bardzo uparty i stwierdził, że nie mogę sobie teraz ze wszystkim radzić sama.
-Izaa! Jesteśmy – krzyknął od drzwi blondyn.
-Wreszcie – westchnęłam biorąc z jego rąk rozebranego już chłopca.
-Mała, przecież nie byliśmy sami – jęknął.
-Znowu wyciągnąłeś Łukasza z Sarcią? – Parsknęłam śmiechem, kierując się do salonu.
-Tym razem Aubę z Curtysem – wyszczerzył się zabierając mi syna.
-Ejj… ty go miałeś dla siebie do tej pory – skrzywiłam się.
-Ty się chwalisz czy żalisz? – Wystawił w moim kierunku język – Rób zdjęcie i wysyłaj Ewie.
Zrobiłam, co proponował i podpisałam „Moje skarby kilka sekund później w odpowiedzi otrzymałam zdjęcie autorstwa Andersona – Wilczek trzymająca dłonie na brzuchu z podpisem „pozdrawiamy ciotkę i wujka”
-Maaaarco, zostanę ciocią – pisnęłam radośnie.
-Cieszę się twoim szczęściem – cmoknął mnie w policzek i na powrót zajął się Aleksandrem.

Ewa (lipiec 2017):
-NIGDY WIĘCEJ MNIE NIE DOTKNIESZ – wrzeszczałam na chłopaka – ZERO SEKSU… AAAAAAAAAA! I ŚPISZ NA KANAPIE I MNIE NIE INTERESUJE, ŻE TY… AAAAAAAAAAAA! CHCESZ WIĘCEJ DZIECI! JAK CHCESZ TO SAM SOBIE JE URODZISZ! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! ZABIJE CIĘ! ZAMORDUJE! OBEDRE ZE SKÓRY!
-Jeszcze raz i będziemy mieć pierwsze – kolejny krzyk – No i mamy córeczkę.
-PIEPRZONY SIATKARZYNA! AAAAAAAA! NIGDY WIĘCEJ! AAAAAAAAAAA! NIECH TO SIĘ KOŃCZY! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Ostatni raz zmiażdżyłam dłoń narzeczonego i usłyszeliśmy płacz drugiego dziecka.
-Harry i Stefi – pocałował mnie w spocone czoło – nasze skarby.

Iza (sierpień 2017):
Usłyszałam dzwonek do drzwi, jednak zanim zdążyłam zejść z góry to blondyn zdążył wpuścić gościa.
-Pojebało pana?! – Zostawiłam syna w kołysce i szybko zbiegłam na dół.
-Jewgienij?! – Rudobrody trzymał się za nos, z którego kapała krew.
-Marco, mógłbyś iść do Saszy? – Spojrzałam na niego sugestywnie i zaraz go nie było.
Zaprowadziłam mężczyznę do kuchni gdzie siedzieliśmy w ciszy dopóki krew nie skoczyła lecieć.
-Po co przyjechałeś? Jasno dałeś mi do zrozumienia, że cię nie interesujemy – powiedziałam wrogo.
-Patrząc na Matta i jego szczęście zrozumiałem, że jestem idiotą. Musiałem do was przyjechać, musiałem poznać swoje dziecko. – Wytłumaczył spuszczając głowę w dół.
-To ci niemal rok zajęło? – Warknęłam.
-Kocham Cię do cholery – krzyknął.
-A ja mam to w dupie – zmierzyłam go lodowatym wzrokiem.
-Kłamiesz – uśmiechnął się pewnie.
-A ty marzysz – skrzywiłam się pogardliwie.
-Tak? W takim razie… - wpił się gwałtownie w moje wargi, z ochotą odwzajemniłam pieszczotę, po kilkunastu sekundach odzyskałam panowanie nad sobą i na miękkich nogach odepchnęłam go od siebie – Kochasz mnie, Winiarska.
-Może i kocham, ale to już nie jest ważne – po moim policzku spłynęła łza, którą ze złością starłam.
-Jest ważne, zmienię się. Dla ciebie, dla nas, dla was.

-Udowodnij.

-------------------------------------------------------------------
Witamy po raz ostatni,
smutno mi bardzo. 
Spieprzyłam. To u góry miało wyglądać zupełnie inaczej. Ich losy miały być inne i znów wszystko wyszło jak wyszło. Przepraszam.
Każdy kto przeczytał niech zostawi po sobie komentarz
Dziękujemy i cześć :))

sobota, 5 września 2015

Rozdział 8

Rozdział 8

Ewa:
Wchodząc na swoje piętro czułam wszechogarniającą radość – ze spotkania z przyjaciółką i możliwości zobaczenia Matta. Stęskniłam się za tym przeklętym Amerykaninem. Jeszcze kilka dni wcześniej nie dopuściłabym do siebie tej myśli, ale dziś coś się zmieniło. Zrozumiałam, że się w nim zakochałam. Na samą myśl o brunecie na moje usta wskakuje szeroki uśmiech. Zmienił mnie.
Odruchowo nacisnęłam na klamkę i ku mojemu zdziwieniu drzwi ustąpiły. Co jest do jasnej cholery?
-Iza?! –Krzyknęłam.
-W salonie – usłyszałam jej zachrypnięty głos.
Widok, jaki tam zastałam przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Winiarska siedziała na kanapie w dresach i koszulce Pencheva, zalana łzami i jedząca lody. Usiadłam obok i mocno ją przytuliłam.
-Co się stało, kochana?
-Jestem w ciąży – oznajmiła grobowym głosem.
-Jakim cudem? – Nabrałam podejrzeń. Nikołaj nie mógł być ojcem, więc kto? I nagle wszystko stało się jasne – ich spotkania, wspólne wieczory, rozmowy, spojrzenia – Zabije Siwożeleza!
-To nie jego wina – wybuchnęła płaczem – To wszystko przeze mnie.
-Zwariowałaś? – Odsunęłam ją od siebie na długość ramienia – Sama się nie zapłodniłaś, więc to on jest za to odpowiedzialny.
-Ale to ja nie byłam wierna! – Krzyknęła, wyrywając się z mojego uścisku.
-Siedzicie w tym oboje, czy tego chcesz czy nie – oznajmiłam twardo.
-To mój problem, nie jego –położyła dłonie na brzuchu – jak tylko wszystko ustalę z prezesem wyjeżdżam.
-Powiesz mu?
-Nie wiem – wyszeptała i uciekła do swojego pokoju.
Nawet nie próbowałam za nią iść i tak nic bym nie zdziała. Zamiast tego wzięłam krótki prysznic i odświeżona poszłam do mieszkania naprzeciwko.

Matthew:
Oglądałem mecz, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem na zegarek, 21. Kogo niesie o tej porze. Tajemniczym gościem okazała się śliczna szatynka.
-Cześć Matt – cmoknęła mnie w policzek i jak gdyby była u siebie skierowała się do salonu.
-Kiedy wróciłaś? – Usiadłem obok niej na sofie.
-Godzinę temu, ale ja nie w tej sprawie – przygryzła wargę – Chciałam Ci coś powiedzieć…
Między nami zapadła cisza. Ciężka, nieprzyjemna cisza. Bała się odezwać? Zbierała myśli czy może zbierała się na odwagę?
-Pamiętasz naszą rozmowę po tamtej nocy?
-Aż za dobrze – skrzywiłem się na wspomnienie jej „Nic do ciebie nie czuje”. Zabolało.
-Skłamałam wtedy. Znaczy wtedy to była dla mnie prawda, ale teraz to jest kłamstwo, bo dopiero w domu zrozumiałam ile dla mnie znaczysz – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
-A tak prościej? – Uniosłem brew. Kłamała? W którym momencie?
-Zakochałam się w tobie, Anderson.
Dosłownie opadła mi szczęka. Nie tego się spodziewałem. Wszystkiego, ale nie tego. Kiedy otępienie minęło przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem namiętnie.
-Ja w tobie też – szepnąłem w jej wargi.
Przez dłuższy czas siedzieliśmy wtuleni w siebie, cicho rozmawiając o nas, naszych planach, marzeniach… o wszystkim. Czułem się tak szczęśliwy jakbym zdobył złoto olimpijskie. Choć kiedy trzymam ją w ramionach czuje, że mam coś ważniejszego niż wszystkie dobra materialne, niż jakikolwiek medal. Mam ją, miłość i tyle wystarczy mi do szczęścia.

4 miesiące później – Iza:
Czuję się dziwnie. Przez te cztery miesiące wiele się zmieniło. Mieszkam sama, a Ewa z Mattem. Jestem samotna? Nie, mam przyjaciół, którzy cały czas mnie wspierają. O moim stanie wie tylko Ewa, Matt i prezes. Nie mówiłam nikomu innemu. Szef nie robił problemów, kiedy poprosiłam o rozwiązanie kontraktu przedwcześnie. Ba! On pomógł mi znaleźć pracę. Cudowny człowiek. Mój brzuszek robi się coraz wyraźniejszy i powoli mam problem ze skutecznym maskowaniem. Nikt się niczego nie domyśla, ale to dobrze… nie muszą wiedzieć. Znów zbiera mi się na płacz. Kolejny raz wylewam łzy z powodu swojej bezmyślności. Dzisiaj opuszczam Kazań. Już wczoraj pożegnałam się z przyjaciółmi i dziś pozostała mi do załatwienia jedna ważna sprawa.. Wysyłam mu sms i czekam na jego przyjście. W czasie czekania zamawiam taksówkę i proszę żeby była najpóźniej za 20 minut. Kiedy zostaje mi zaledwie dziesięć minut słyszę, że ktoś wchodzi do mieszkania.
-O co chodzi? – Pyta chłodno rudobrody.
-Wyjeżdżam na stałe i jest coś, o czym masz prawo wiedzieć – prostuje się i kończę – Jestem w ciąży, zostaniesz ojcem Jewgienij.
-Ty sobie żartujesz? – Warczy.
-Jestem śmiertelnie poważna – zaciskam usta w wąską kreskę.
-Nie chce tego bachora – oznajmia zimno – poza tym nie mam pewności czy tylko ze mną się puszczałaś, więc nie wierzę, że to moje.
Biorę zamach i po chwili na jego twarzy zostaje czerwony ślad.
-Sypiałam tylko z Tobą – warczę – Nic od ciebie nie chcę, więc nie musisz się martwić.
-Więc, po co mi to mówisz? –śmieje się kpiąco.
-Powinieneś wiedzieć.
-To wszystko? – Nie czekając na odpowiedz, wychodzi.

Zabolało. Wiem, że spieprzyłam, ale to jego dziecko do cholery! Nie wierzyłam do tej pory w słowa Matta o tym, że Żenia się zmienił, ale po dzisiejszym zmieniłam zdanie. To już nie ta sama osoba. 
_____________________________
Witamy po raz przed ostatni :)
Smutno z tego powodu, ale, ale mamy weekend więc uśmiech na twarzy ^^
Dziękujemy za kolejne wyświetlenia i komentarze :)
jeszcze tylko epilog O.o
Czekamy na opinie i gorąco pozdrawiamy 
Iza&Ewa
Ma ktoś pomysł gdzie wybiera się Iza? Jakieś typy?

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 7 cz.2

Rozdział 7 cz.2

Iza:
Leżałam na łóżku z głośną muzyką w słuchawkach. Chciałam zagłuszyć myśli i wyrzuty sumienia. Kocham go, a przynajmniej kochałam go do pewnego momentu. Nie da się przestać od tak kochać. Nie po niemal dwóch latach związku. Nikołaj jest i zawsze będzie dla mnie kimś wyjątkowym. Jak dziś pamiętam czas, kiedy zaczęłam się w nim zakochiwać – w jego ciemnych oczach, czarnej czuprynie, uroczym akcencie i ciepłym uśmiechu. Promieniałam szczęściem, zachowując jak zakochana nastolatka. Byłam pijana nim. Cieszyłam się każdym najmniejszym kontaktem, a teraz? Zszedł na dalszy plan, niemal odszedł w zapomnienie. Jego miejsce zastąpił inny wielkolud. Kompletne przeciwieństwo – blady, jasnooki i brodaty. Nawet ta rudawa broda mi się podobała. Zakochiwałam się w nim krok po kroku. Nawet nie umiem już zaprzeczać, choćbym nie wiem jak chciała… a nie chce… Nawet głośna muzyka nie potrafi zagłuszyć nieproszonych myśli. Nagle przez ostre metalowe dźwięki przedarł się głośny huk. Otworzyłam oczy, gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i zdjęłam słuchawki. Pierwsze, co zarejestrowałam to leżące na podłodze drzwi, dopiero po kilku sekundach zauważyłam stojącego w progu mężczyznę.
-Żenia?
-Martwiłem się, dobijam się do twojego pokoju od przeszło godziny, a ty nic – posłał mi przepraszające spojrzenie.
-Miałam słuchawki – warknęłam.
W jednym susie znalazł się obok mnie i gwałtownie przycisnął swoje wargi do moich, po części wbrew sobie oddałam pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na szyje przyciągając go bliżej, aż w końcu oboje wylądowaliśmy na moim łóżku, a pocałunku robiły się coraz namiętniejsze.
~*~
Po wszystkim leżeliśmy przytuleni. Leniwie rysowałam szlaczki na jego torsie i zastanawiałam się, czemu teraz nie mam wyrzutów sumienia, które dręczyły mnie wcześniej. Czyżbym była aż taką suką? Głośno westchnęłam nie mogąc zrozumieć swojego sumienia.
-Co cię gryzie, Maleńka? – Szepnął w moje włosy.
-Jestem przy tobie tak cholernie szczęśliwa, ale kiedy nie ma Cię obok czuje ogromne wyrzuty sumienia… Powinnam się zdecydować.
-Jedziesz do Polski, tam podejmij decyzje – pocałował mnie w głowę – Nawet jeśli wybierzesz jego będę twoim przyjacielem.
-Jesteś najlepszy – wyplątałam się z jego ramion. Wciągnęłam na siebie bieliznę i leżącą nieopodal koszulkę mężczyzny – Weź prysznic, zrobię nam coś do jedzenia, a potem mnie odwieziesz na lotnisko.
-A ty nie miałaś samolotu o tej samej porze co Ewa? – Nadal nie podniósł się z posłania.
-Przebukowałam – pokazałam mu język i poszłam do kuchni.
Byłam zbyt rozleniwiona by wysilić się na coś więcej niż kanapki, więc szybko uporałam się z posiłkiem, nalałam nam soku i zawołałam swojego towarzysza. Jedliśmy w ciszy, jednak ta nam nie przeszkadzała. Po kilkunastu minutach znajdowałam się w ramionach przyjmującego.
-Pasażerowie lotu Kazań – Rzeszów proszeni do odprawy.
Pocałowałam go w policzek, choć wiedziałam, że chciałby więcej. Nie mogłam mu tego dać, nie tu i nie w tej chwili.
~*~
-Iza! – Po chwili znajdowałam się w ramionach Bułgara, czując znajome perfumy.
Dopiero przy nim, w jego ramionach poczułam tę obezwładniającą tęsknotę. Uczucia wróciły ze zdwojoną siłą.
-Tęskniłam – szepnęłam w jego wargi.
W samochodzie nie mogłam oderwać od niego wzroku. Po wejściu do mieszkania straciliśmy wszelkie zahamowania. W każdym pocałunku i dotyku przelewaliśmy swoje uczucia.
Leżąc obok śpiącego Nikołaja czułam się szczęśliwa i przepełniona wyrzutami sumienia. Przy nim moja miłość odżyła i zaczęłam żałować romansu z Rosjaninem. Kiedy Niko się dowie nigdy mi tego nie wybaczy. Nie mogę go dłużej okłamywać, lecz nie chce psuć nam świąt. Nawet nie wiem, kiedy ogarnęła mnie ciemność.
~następnego dnia rano~
Obudziłam się czując kuszący zapach śniadania, jednak kiedy do moich nozdrzy dotarł zapach kawy poczułam, że muszę szybko znaleźć się w łazience. Kiedy torsje ustały wzięłam krótki prysznic i zastanawiałam się skąd ta reakcja jednak jedyny powód, jaki mi przyszedł do głowy był niedorzeczny. Zabezpieczaliśmy się. Szybko przeliczyłam i zaczęło do mnie docierać, że okres spóźnia mi się już ponad tydzień, co nigdy mi się nie zdarzało. To nie może być prawda… Może to przez stres? Ubrałam się, wysuszyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Wyszłam do kuchni i pierwsze, co zrobiłam to nalałam sobie soku.
-Igła zaprosił nas do siebie na święta – uśmiechnął się brunet.
-A oni nie mieli jechać do Wałbrzycha do rodziny Krzyśka? – Zdziwiłam się.
-Mieli, ale malutka jest chora – na tę określenie lekko się skrzywiłam, a uśpione wyrzuty sumienia wyszły na wierzch.
-Na którą mamy być?
-Na 19, a za jakieś 2 godziny powinien być Rozalin, także nie będziesz sama.
-Macie jeszcze dzisiaj trening?! – Byłam szczerze zdziwiona.
-Za 40 minut – skrzywił się – Tylko 2 godziny.
-Tylko – prychnęłam.
-Niestety muszę się już zbierać, bo mam jeszcze zabrać Fabiana – cmoknął mnie w policzek i wyszedł.
Odczekałam kilka minut i niemal wybiegłam z mieszkania do najbliższej apteki. Wzięłam trzy testy i wróciłam do domu. Przeczytałam uważnie ulotki i wykonałam wszystko według zaleceń. Pozostało czekać. Po odpowiednim czasie sprawdziłam i upadłam na kolana widząc na każdym dwie, wyraźne kreski. W tym momencie mój świat się zawalił. Zniszczyłam wszystko. Całe swoje dotychczasowe życie przekreśliłam idąc z Siwożelezem do łóżka, a teraz nadeszły tego konsekwencje. Przez myśl przeszło mi pozbycie się problemu, ale zanim ten pomysł zdążył zagnieździć się w mojej głowie zadałam sobie mentalny cios w twarz. Po czymś takim nie mogłabym spojrzeć sobie w twarz, nie potrafiłabym skrzywdzić tej małej istotki wewnątrz mnie. Podwinęłam koszulkę i położyłam dłoń na brzuchu – zaczęło do mnie docierać, że za kilka miesięcy zostanę mamą. W tym momencie powzięłam decyzje. To koniec. Nie będę dalej ciągnąć swoich kłamstw. Penchevowi należą się wyjaśnienia, a później zniknę z jego życia. Na zawsze.
-Zaopiekuję się tobą, kruszyno. Z dala od twojego taty i Niko. Z dala od moich błędów. Będziemy we dwoje. Damy sobie radę.
Posprzątałam po sobie łazienkę i z nową motywacją wyszłam do salonu, gdzie miałam poczekać na Rozalina. Po 1,5 godziny bezmyślnego skakania po kanałach usłyszałam pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyłam znalazłam się w ramionach chłopaka.
-Stęskniłem się za Tobą
-Ja za Tobą też Rozi – cmoknęłam go w policzek. Wiedziałam, że to nasze ostatnie spotkanie.
-Niko do mnie dzwonił prosił powiedzieć, że będzie za najpóźniej pół godziny.
Usiedliśmy w salonie rozmawiając o błahostkach, zawsze miałam dobry kontakt ze starszym bliźniakiem, więc rozmowa przychodziła nam naturalnie. Nawet się nie zorientowaliśmy, kiedy minął czas i średni Penczev wrócił do domu. Kiedy mnie pocałował na powitanie poczułam ból i wstyd. Jak mogłam go tak zranić? Jak mogłam go tak potraktować?
-Niko musimy porozmawiać – wykrztusiłam patrząc w podłogę, która nagle wydała mi się arcyciekawa.
-Zabrzmiało groźnie – zaśmiał się – Chodź do sypialni.
W głowie rozbrzmiały mi słowa jednej z ukochanych piosenek, nie sądziłam, że kiedyś będzie tak idealnie pasować do mojej sytuacji.
„Lecz pamiętaj że… kochałam Cię
Zakończmy to tak żeby nie bolało nas już nic
Zakończmy to  od jutra będzie dobry czas by żyć
Zakończmy to tak żeby nie płynęły łzy jak deszcz”
-Nikołaj, przepraszam – tyle zdołałam z siebie wydusić.
-Kochanie, co się stało? – łzy zebrały mi się w oczach. Tak bardzo nie chciałam go ranić, ale już za późno. Widziałam tę bezradność w jego oczach… czułam się jak najgorsza suka.
-Zdradziłam Cię – wyszeptałam – Tak bardzo przepraszam…
-Z kim?! Z kim się puściłaś?! – Wrzeszczał. W sumie to mu się nie dziwie. Sama miałam ochotę uderzyć siebie.
-To nie jest ważne – spuściłam wzrok – Naprawdę Cię kocham Niko
-I z tej miłości wskoczyłaś innemu do łóżka? – Prychnął z ironią – Dzięki za taką miłość.
Miałam ochotę zacząć ryczeć albo się uderzyć, ale z trudem się opanowałam.
-Do wieczora mnie tu nie będzie.
-Mam nadzieje, że więcej się nie spotkamy – spojrzał na mnie z pogardą i wyszedł, a ja po raz kolejny dzisiejszego dnia upadłam na kolana łkając. Nad utraconą miłością i swoją głupotą. Niestety serce nie sługa.
___________________
Witamy,
jeszcze tylko jeden rozdział i epilog :)
Nie wiem czy tego się spodziewaliście, ale mamy nadzieję że się podoba.
Pozdrawiamy Iza&Ewa


sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 7 cz.1

Rozdział 7 cz.1
Ewa:
Dzisiaj lecimy do Polski, ja do Warszawy skąd ma mnie odebrać siostra, a Iza do Rzeszowa, gdzie spędzi święta ze swoją jedyną rodziną, czyli ukochanym. Popijając chłodną już herbatę rozmyślałam o ostatnich tygodniach. Matthew nie odpuszczał i na każdym kroku udowadniał, że mu zależy. Czułam się z tym dziwnie. Myślałam, że to tylko zwykła fascynacja i jak zawsze minie po tygodniu dwóch, ale tym razem to nie mijało. To zaczynało mnie przerastać. Na moje usta wkradł się nieproszony uśmiech, a przed oczami stanął wysoki brunet. Na myśl o jego uśmiechu i roześmianych, ciepłych oczach czułam dziwne mrowienie w brzuchu… czyżby przysłowiowe motyle? To nie możliwe, przecież się w nim nie zakochałam!
-Ewka! Bo się spóźnimy! – Wrzeszczała z łazienki Iza. Pewnie po raz enty sprawdza czy czegoś nie zapomniała - Za dziesięć minut będą chłopcy żeby nas odwieźć.
Chwila, chwila… jacy chłopcy? Miał nas odwieść Siwożelez czy tam Michajłow. Nieważne. Nikt jednak nie mówił o panach w liczbie mnogiej. Znając życie tym drugim będzie Anderson, który znów namiesza mi w głowie… Odstawiłam do zlewu puste naczynie i wyciągnęłam z sypialni walizkę, założyłam buty i kurtkę i obserwowałam krzątanie przyjaciółki. Widać było jej zdenerwowanie. Tylko czym? Jeszcze miesiąc temu skakała z radości na myśl spotkania z chłopakiem, a teraz? Nic, jedynie zdenerwowanie.
-Winiarska, ogarnij że się wreszcie! – Warknęłam tracąc cierpliwość – Czym ty się denerwujesz?! Wreszcie zobaczysz się z Nikołajem, o czym marzysz od kilku miesięcy. Co z tobą?
Zamiast odpowiedzi usłyszałam tylko huk zamykanych drzwi i mimo mojego dobijania się nie otworzyła i nie wyszła.
-Masz mnie w dupie? Ok. Zobaczymy się po powrocie. Pa – warknęłam i zaciągnęłam swoją walizkę do windy, uprzednio nie zapominając o trzaśnięciu drzwiami.
-Ewa! – Dobiegło zza moich pleców – Poczekaj!
-Odwieziesz mnie? – Spytałam stając przed chłopakiem w oczekiwaniu na transport na dół.
-Jasne, a gdzie twoja przyjaciółka?
-Zamknięta w swoim pokoju – prychnęłam – Może Wiewiór wyciągnie ją z mieszkania.
Droga na lotnisko upłynęła nam w przyjemnie luźnej atmosferze. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. No i oczywiście brunet dał popis wokalny, tego by mi nie odpuścił. Wywracałam tylko na to oczami. Anderson to takie duże dziecko.  Odprowadził mnie do samego terminalu i tam przytulił na pożegnanie.
-Ewa, chciałbym CI życzyć dużo zdrowia, szczęścia w życiu prywatnym i sporcie, miłości, powołania do reprezentacji, wspaniałego mężczyzny, który Cię doceni i pokocha i pamiętaj, że nie zawsze trzeba szukać daleko. Może masz już takiego pod nosem? No i jeszcze raz zdrowia – pocałował mnie krótko, za co z jednej strony miałam ochotę go uderzyć, z drugiej skakać ze szczęścia.
-Ciesz się, że są święta – mruknęłam pod nosem – Mało kontuzji, sukcesów w klubie i reprezentacji, szczęścia, miłości i żebyście częściej przegrywali z Polakami – zaśmiałam się cmokając go w policzek.
Odeszłam na kilka kroków i poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Po chwili znów znalazłam się w ramionach Amerykanina, który uśmiechał się promiennie.
-Co ty odwalasz, Anderson? – Pisnęłam.
-Żegnam Cię odpowiednio – i wpił się namiętnie w moje wargi. Skapitulowałam oddając pocałunek.
Kilka sekund, a może i minut później zostałam sama. W głowie miałam jego pocałunek. Wiedział, że namiesza mi w głowie, wiedział o tym aż za dobrze, więc po co to wszystko? „Nie chce innej, chce ciebie” jakbym usłyszała jego głos. Siedząc w samolocie nadal nie mogłam pozbyć się dręczących myśli. Mówił, że mu zależy, jednak czy mogę mu wierzyć? Może mieć każdą… w końcu to „za piękny na ten świat”. Może chce sobie udowodnić, że żadna mu nie odmówi? Nie wiem… chcę i nie chcę wiedzieć. Nim się zorientowałam byłam w Warszawie i wsiadałam do samochodu siostry. Po niespełna dwóch godzinach wchodziłam do rodzinnego domu.
-Córciu, promieniejesz – przytuliła mnie mama – Jak ma na imie ten szczęśliwiec?
Spojrzałam na nią osłupiała, a Doma parsknęła widząc moją minę.
-Co się dziwisz siostra? Mama zawsze miała nosa do takich rzeczy.
Oblałam się rumieńcem i nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Nie zakochałam się!
-Nie mam nikogo – mruknęłam nieprzekonująco – Jestem zmęczona, położe się.
Jak najszybciej ulotniłam się do swojego pokoju. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Leżałam na łóżku próbując usnąć, choć na chwile. Minuty mijały, a ja jak się położyłam tak leże. Usłyszałam pukanie i po chwili weszła mama, która przysiadła obok mnie.
-Córciu, powiedz mi coś o tym chłopcu – poprosiła – wiem, że ktoś jest, więc się nawet nie wymiguj.
-Lubię go. Nasze początki nie były zbyt dobre, ale dzięki Izie i jego koledze udało nam się dogadać i się z nim zaprzyjaźniłam. Ma świetny charakter i lubimy to samo i też gra w siatkę i to na tej samej pozycji, co ja – mówiłam z coraz większym entuzjazmem – Dużo mi opowiadał o swojej rodzinie, która jest dla niego bardzo ważna, nawet ma tatuaże z tym związane. Ogólnie dużo czasu spędzamy razem. Rozmawiamy, oglądamy filmy, jemy razem czy po prostu siedzimy w ciszy.
-Wydaje się być dobrym chłopcem – uśmiechnęła się mama – Jak ma na imię i jak wygląda?
-Ależ ja jestem głupia – uderzyłam się dłonią w czoło – powinnam była od tego zacząć. Matthew Anderson, brunet, ma ciepły uśmiech, od którego miękną kolana i radosne błękitne oczy, jest cholernie przystojny i diabelnie wysoki.
Chyba lekko się rozmarzyłam, bo mama zaczęła się śmiać i pogłaskała mnie po głowie.
-Zakochałaś się co?
-Nie, nie i jeszcze raz nie – gwałtownie zaprzeczyłam.
-Może jeszcze tego nie wiesz, ale tak jest – spojrzała na mnie z błyskiem w oku – Nie widzisz siebie, kiedy o nim mówisz… Oczy ci błyszczą i delikatnie się uśmiechasz, jesteś w swoim świecie, w dodatku masz taki czuły głos. Kochasz go, kochanie.
-Mamuś, ja nie mogę… - łzy zebrały mi się w oczach – Nie chcę się zakochać…
-Za późno, skarbie, za późno – przytuliła mnie do siebie, gładząc po plecach aż się uspokoiłam
-Nie chcę Ci mówić, co masz robić, ale porozmawiaj z nim po powrocie. Może on też się w tobie zakochał? – Na to stwierdzenie kompletnie się rozkleiłam.
-On cały czas mi to powtarza – wytarłam mokre policzki – Mówi, że mu zależy, stara się.
-W czym więc problem?
-Boje się, że będę jego chwilową zachcianką…
-Kto nie ryzykuje, nie pije szampana –pocałowała mnie w głowę – Kiedy wracasz do Kazania?
-28. Obiecałam, że będę na sylwestra u Matta.
-Dobranoc, śpij dobrze.
„Zakochałaś się” nie chciałam dopuścić do siebie słów matki. Nie potrafiłam ich zaakceptować. Obdarzyć głębszym uczuciem Andersona… to nadal do mnie nie docierało, choć gdzieś tam od jakiegoś czasu kiełkowała we mnie ta myśl. W końcu nigdy wcześniej nie reagowałam tak na żadnego mężczyznę. Nigdy nie działał tak na mnie czyjś uśmiech i spojrzenie. Za nikim tak nigdy nie tęskniłam. Przyznaje, już mi go brakuje. Nigdy nie potrafiłam pochopnie obdarzyć kogoś tymi dwoma ważnymi słowami. Zawsze umiałam powiedzieć je rodzicom czy siostrze, ale nigdy żadnemu mężczyźnie. Żaden mój związek nie był na tyle długi czy mocny żebym mogła zdobyć się na tę deklarację. Jednak tu jest inaczej.
----------------------------------------------
Witamy!
Po pierwsze dziękujemy za te ponad 1000 wyświetleń :)
Wyjątkowo rozdział rozbity na części.
Mamy nadzieję że się podoba :)
Pozdrawiamy Iza&Ewa

Czytasz=Komentujesz 
Komentarze bardzo motywują!



niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 6

Rozdział 6
Ewa:
Obudziłam się przytulona do czyjegoś torsu, bardzo twardego i umięśnionego torsu. Przymknęłam oczy i lubością oddałam się przyjemności, jaką sprawiały mi składane na ramieniu pocałunki.
-Wiem, że nie śpisz – a było tak miło…
Niemal zapomniałam, z kim jestem i że to nie powinno się wydarzyć. Seks psuje przyjaźń. Matthew zepchnął mnie ze swojego torsu i po chwili zawisł nade mną, a ja mogłam podziwiać pracę jego mięśni. Pochylił się w moją stronę patrząc sugestywnie na moje usta. Liczył na coś więcej? To nie możliwe, to był jednorazowy wyskok. Nic więcej. Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam się rozglądać za swoimi ubraniami. Jednak poza bielizną, którą miałam na sobie znalazłam tylko spodnie. Będę musiała zadowolić się koszulką, w której spałam. Spojrzałam na leżącego w ciemnej pościeli Amerykanina. Na jego twarzy malowało się szczere zdumienie. Szepnęłam krótkie „potem” i zniknęłam w znajdującej się obok łazience. Musiałam ochłonąć. Nie mogłam skupić myśli. Wiedziałam, że to, co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca i powinnam żałować, bo zapewne stracę przyjaciela, ale… nie potrafiłam. Zmieniłam strumień na lodowaty, musiałam się otrzeźwić. Ubrałam się we wcześniejsze ubrania i biorąc głęboki oddech spojrzałam w lustro. Widziałam w nim ładną, choć zmęczoną młodą kobietę, ubraną w o wiele za dużą męską koszulkę i jeansy z wilgotnymi włosami i dziwnym wyrazem twarzy. To ja? Ta zagubiona dziewczyna? Podniosłam kołnierzyk koszulki do nosa i wciągnęłam jego zapach. Stałam tak, a na moją twarz wpłynął głupkowaty uśmiech. Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się napływającego otępienia. Wzięłam wdech i dołączyłam do siedzącego w sypialni mężczyzny, wciągnął na siebie szare dresy i koszulkę, jednak nie zdało się to na wiele. Nadal był cholernie pociągający.
-Matt, nie przerywaj mi proszę – zaznaczyłam na wstępie wiedząc, że jeśli mi przerwie ulegnę – To była jednorazowa przygoda. Nic więcej. Jesteśmy przyjaciółmi i to był błąd. Wiem, że liczysz na związek z tym całym pakietem z uczuciami i tym podobnymi, a ja Ci tego nie potrafię zaoferować. Nic do ciebie nie czuje poza przyjaźnią.
Popatrzył na mnie w… otępieniu? Zdziwieniu? Bólu? Nie potrafiłam tego zdefiniować. Było coś w jego oczach, czego nie mogłam nazwać… może nie chciałam nazwać…
-Ale wczoraj..
-Wczoraj to był alkohol i potrzeba bliskości. Nic poza tym – ucięłam. Bo co poza tym?
Podeszłam do niego bliżej i usiadłam łapiąc jego rękę.
-Jesteś świetnym facetem i wierzę, że znajdziesz odpowiednią kobietę – pocałowałam go w policzek i skierowałam się do wyjścia. W przedpokoju znalazłam swoją kurtkę i buty, które czym prędzej założyłam. Poczułam jak jego usta miażdżą moje w gwałtownym, pełnym pasji pocałunku, który chętnie oddałam, jednak po chwili wrócił rozsądek i go odepchnęłam.
-Nie chce innej, chce ciebie – zamarłam z dłonią na klamce.
Zagłuszyłam dudniące w piersi serce mówiąc zimnym tonem.
-Ale ja nie chce ciebie, Anderson – zamknęłam za sobą drzwi i uciekłam.
Biegłam tymi cholernymi rosyjskimi ulicami i choć znałam dobrze drogę to czułam się zagubiona. Nie w tym mieście, tylko w uczuciach…

Matt:
-Nie całowałabyś tak, nic nie czując – niemal warknąłem w kierunku zamkniętych drzwi.
Miałem ochotę w coś uderzyć, krzyknąć, rozbić, a z drugiej strony chciałem jej. Żeby to okazał się tylko snem, żeby to się nie wydarzyło. Straciłem ją, zanim zdobyłem. Wielokrotnie powtarzała, że nie chce związku i chyba nawet do tej pory nie spoglądała na mnie jak na mężczyznę, który może ją zainteresować, tylko jak na przyjaciela. Czy przyjaciel myślałby o niej tak jak ja? Czy myślałby jak ją zdobyć? Czy rozkoszował się każdą chwilą w jej towarzystwie? Nie. W taki sposób myśli zakochany facet. Jednak czy jestem kimś innym?

Iza:
Obudziłam się z bolącą głową, w nieznanym miejscu w dodatku przytulona do męskiego ciała. Wyplątuje się z objęć mężczyzny i podnoszę się na tyle by widzieć jego twarz. Zamieram, a wspomnienia wczorajszego wieczoru przemykają mi przed oczami, jednak kończą się w momencie wyjścia z klubu. Co jeśli…? Nie wybaczę sobie zdrady… Nikołaj nigdy mi tego nie wybaczy… Z moich oczu zaczynają kapać słone krople i to budzi mężczyznę. Odsuwam się od niego przyciskając do piersi prześcieradło. Zaszklonymi oczami obserwuje jak ten się przeciąga i ziewa.
-Witam – mówi pogodnie, jednak jego mina rzednie, gdy zauważa, w jakim jestem stanie.
-Żenia, czy my…? – Dalsza część nie zostaje wypowiedziana, jednak oboje wiemy, o co pytam.
-Nie potrafiłem Cię wykorzystać – spuścił głowę – Byłaś chętna i niewiele zabrakło, ale jeśli coś ma się dziać to na trzeźwo…
-Dziękuję… - powiedziałam zmieszana, nie wiedziałam jak interpretować tą drugą część.
-Jeśli chcesz możesz wziąć prysznic, a ja przygotuje śniadanie – nie byłam w stanie nic z siebie wydusić, więc tylko kiwnęłam głową.
Mężczyzna wciągnął leżące na krześle dresy i zostawił mnie samą. Zamiast iść do łazienki leżałam myśląc jak mogłam się tak zachować. Czy nie mogłam zachować umiaru albo w ogóle nie pić? Czuje się brudna. Zdradziłam chłopaka, wiedziałam, że kiedy się dowie to nie będzie chciał mnie znać. Zrobiłam dokładnie to, co jego była… Zachowałam się jak szmata, a co było najgorsze? Na samo wspomnienie pocałunku pragnęłam więcej i więcej. Gdzie moje zasady? „Poszły się kochać razem z sumieniem i rozumem wczoraj wieczorem i nadal nie wróciły” pomyślałam ironicznie.
-Iza, chodź zjeść, potem się umyjesz – usłyszałam krzyk z kuchni.
Wciągnęłam leżącą nieopodal koszulkę ku mojemu zdziwieniu była to koszulka klubowa. Skąd ona wzięła się koło łóżka tego nie wiem. Niepewnym krokiem poszłam do kuchni.
-Siadaj, zrobiłem jajecznice i tosty – postawił przede mną talerz i zajął miejsce naprzeciwko.
Zjedliśmy w ciszy, która jak nigdy ciążyła. Po posiłku patrzyliśmy na siebie nie wiedząc, co powiedzieć.
-Nie mów mu – zaskoczył mnie swoimi słowami.
-Muszę. Kocham go – w moim głosie nie zagościła jednak znajoma pewność, która była w nim zawsze, gdy mówiłam o ukochanym – Stracę go, ale muszę być uczciwa.
-Przepraszam. To moja wina.
-Za co niby? To ja się na ciebie rzuciłam! – Parsknęłam gorzko.
-Miałem Cię pilnować – warknął – a niemal zaciągnąłem Cię do łóżka!
-To ja nie ty!
-Myślisz, że tego nie wiem?! – Wymruczał niemal w moje usta.
Kiedy podszedł tak blisko? Kiedy znalazłam się w jego ramionach? Co się ze mną dzieję?!
-Tak cholernie Cię pragnę – nie potrafiłam się odsunąć – Tak bardzo chcę cię pocałować.

Zaskakując samą siebie przyciągnęłam jego twarz do swojej i pocałowałam namiętnie. Tak jak nikogo innego, bo przy nim znajdowałam się w swoim świecie.
-------------------
Witam :)
Dzisiaj trochę inaczej, bardziej uczuciowo... mamy nadzieję że się podoba. 
Dziękujemy za wyświetlenia i komentarze to bardzo motywuje!
Pozdrawiamy Iza&Ewa :D

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 5

Rozdział 5

Ewa:
Od tamtej kolacji z Mattem spędzamy razem niezliczoną ilość godzin. Przyjaźnimy się, choć początek naszej znajomości na to nie wskazywał. Gdyby wcześniej ktoś powiedział mi że mamy tyle wspólnego to bym go wyśmiała. Minął tydzień, a czuje jakbyśmy się znali kilka lat. O dziwo nawet Matt dogaduje się z Izą, a ku jeszcze większemu zdumieniu jego kolegów z drużyny również z Siwożelez, który również jest u nas częstym gościem. Dzisiaj wieczorem idziemy całą paczką na imprezę.  Spoglądam na zegarek, który pokazuje godzinę 17:20 chyba czas się zacząć ogarniać skoro o 19 mają być panowie. Przeglądam szafę w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji. Wreszcie decyduje się na krótki top, jeansową kurtkę i czarne jeansy. Dobieram do tego jeszcze białe adidasy i gotowy strój. Biorę dłuższy prysznic, ale słyszę dobijającą się do łazienki Izę, więc decyduje się zrobić makijaż w sypialni. Ubieram się i układam włosy w delikatne falę. Patrząc na zegarek orientuje się, że została godzina.

Iza:
-Jesteś skończonym idiotą, Penczev – warczę kończąc rozmowę.
Mój chłopak zabronił mi iść na imprezę, bo jestem nieodpowiedzialna po alkoholu. A czy ja powiedziałam, że mam zamiar się upić? No właśnie nie, ale on i tak mi nie ufa. Nie będę się nim przejmować. Nie dzisiaj, dziś liczy się tylko zabawa. Wyjmuje z szafy mój ukochany bralet, czarne jeansy, czarną skórę i kremowe lity. Robię mocny makijaż. Nim się orientuje mija pozostały czas i słyszę dzwonek do drzwi. Pewnie Anderson z Sivożelezem. Kieruje się do korytarza, po drodze chwytając torebkę.
-Wyglądasz… nieźle – mierzy mnie wzrokiem Anderson.
-Mati, ty nadal nie potrafisz się ładnie ubrać, wiesz? – Uśmiecham się słodko.
-I tak nikt nie dorówna tobie, koszmarku – odpowiada mi identycznym uśmieszkiem.
-Czy ty sugerujesz, że wyglądam brzydko? – patrzę na niego wściekle.
-Ja tylko stwierdzam fakty – zrobię mu krzywdę. Przysięgam zrobię to!
Jakby czytając w moich myślach Jewgienij obejmuje mnie rękoma w pasie i szepcze do ucha
-Wyglądasz obłędnie.
-Ona jak zwykle straszy, ale ty Ewa wyglądasz cudownie – patrzy na nią maślanym wzrokiem.
Obie przewracamy oczami. Czyżby Anderson jeszcze nie zrozumiał, że dla Młodej liczy się zabawa i podbijanie do niej nie ma sensu? Odkąd się znamy, czyli trochę już to jest lat, Ewa nie potraktowała żadnego chłopaka poważnie. Dla niej liczyła się zabawa i to jej starcza. Przyglądam się tej dwójce i zauważam coś dziwnego… Matthew obejmuję moją przyjaciółkę, a ona na niego dziwnie patrzy. Znaczy nie dziwnie, tylko takim wzrokiem jakby chciała czegoś więcej niż tylko krótka przygoda… Czyżby Ewa..? Nie możliwe. Nim się orientuje jesteśmy w klubie i witamy się ze znajomymi. Jewgienij nadal obejmuje mnie w pasie, a ja się nie odsuwam. Dzisiaj się bawię. Dzisiaj jestem wolna. Zamawiamy drinki i po szybkim opróżnieniu szklanek ruszamy na parkiet. Tańczymy do jakiejś szybkiej melodii. Nie zwracam uwagi na słowa, liczy się tylko taniec, któremu oddaje się cała. Liczy się ta chwila. Muzyka zmienia się na bardziej zmysłową zbliżam się do Siwożeleza rozpoczynając swoją zabawę. Bawię się guzikami jego koszuli, bawię się jego koszulą. Coraz bardziej się zbliżam. Pozwalam by jego dłonie błądziły po moim ciele. Rozkoszuje się jego dotykiem, zapachem, obecnością. Kompletnie zatracam się w nocy, muzyce, atmosferze.
Ewa:
Siedzę przy stoliku leniwie przeczesując wzrokiem parkiet. Widzę Izę tańczącą z Jewgienijem i czuję, że się źle skończy, ale wierzę, że jest na tyle rozsądna żeby pamiętać, że jest zajęta. Skupiam wzrok na innej części parkietu. Maksim tańczy ze swoją żoną, kawałek dalej widzę też Teodora z małżonką. Czemu więc siedzę tu sama? Przecież wkoło jest tylu wolnych facetów, którzy mierzą mnie zachęcającym wzrokiem. Czuję jak kanapa obok się ugina pod czyimś ciężarem. Wydaje mi się, że to Matt, więc nie przerywam swoich obserwacji. Dopiero, gdy dłoń mężczyzny ląduje na moim udzie do moich nozdrzy dolatuje zapach potu, papierosów i alkoholu nie wyczuwam jednak znajomych perfum. Odsuwam się gwałtownie strącając dłoń obcego.
-Kim pan jest? - Warczę mierząc go wściekłym wzrokiem.
-Spełnieniem twoich marzeń - uśmiecha się obleśnie. Zanim zdążę zareagować.
-Jedynie ja mogę spełniać jej marzenia - obejmuje mnie ramieniem przyjmujący - Wynocha stąd.
W ciągu kilku sekund zostajemy sami. Jestem wdzięczna losowi, że chłopak pojawił się w odpowiedniej chwili. Zdążyłam wypić kilka drinków i moje myśli są z lekka ociężałe. Kładę głowę na ramieniu towarzysza.
-Dziękuję Matt.
-Nie ma, za co księżniczko - całuje mnie w czoło. Gdyby nie to, że mnie uratował to oberwałby za tę księżniczkę, dobrze wie, że nie lubię wszelkiego rodzaju zdrobnień. Jedynym, które toleruje jest “Ewuś” i “Ewcia”, ale nie potrafi żadnego z nich poprawnie wymówić.
-Zatańcz ze mną - proszę podnosząc się z sofy.

Matt:
Ulegam jej. Nie potrafię się jej oprzeć. Odkąd na nią wpadłem nie potrafię wyrzucić jej z głowy. Patrzę w jej piękne oczy i tonę. Tonę i nie chcę się wydostać. Powtarzam sobie, że jestem tylko jej przyjacielem, ale nie potrafię się powstrzymać. Wygląda tak pięknie, tak kusząco. Zbliżam się do niej, ujmuję w dłonie jej drobną twarz i delikatnie całuję jej wargi. Smakuję truskawkami i niedawno wypitym drinkiem. Nie wyczuwam oporu, więc pogłębiam pocałunek. Czuję jak zarzuca mi ręce na szyję. Czuję ją całym sobą. Chcę ją teraz. Już.

Ewa:
Roztapiam się pod wpływem jego ust. Jeszcze nikt nie całował mnie z taką pasją. Chcę więcej. Odrywam się od niego i patrzę w jego pociemniałe z pożądania oczy. Nie potrzebujemy słów. Łapiemy się za ręce i czym prędzej kierujemy się do wyjścia. Już w taksówce raz po raz smakujemy swoich warg.  Kiedy dojeżdżamy pod odpowiedni blok mężczyzna rzuca taksówkarzowi banknot i mówi, że reszty nie trzeba. Szybkim krokiem wchodzimy do windy. Przypiera mnie do ściany i całuje do utraty tchu. Tego mi trzeba. Nasze serca biją w jednym rytmie. W naszych głowach kołacze się tylko jedna myśl “Szybciej”. Łapczywie chwytamy powietrze tylko po to by znów zatracić się w swoich ustach. Kierujemy się do mieszkania bruneta. Będąc już w środku pozbywamy się ubrań niemal nie rozłączając ust. Kiedy pozbawia mnie ostatniego skrawka bielizny zadaje głupie pytanie.
-Jesteś tego pewna?
-Zamknij się - przyciągam go do siebie pewnie. Jestem pewna jak cholera.

Iza:
Jestem na krawędzi. Tej, po przekroczeniu, której nie ma już odwrotu. Tej, po przekroczeniu, której złamie wszystkie swoje zasady. Tej, po przekroczeniu, której stracę wszystko, na czym mi do tej pory zależało. Czuje jak w moich żyłach płynie krew rozkosznie rozgrzana alkoholem. Słodko-mdławy zapach unoszący się w powietrzu nie zagłusza Jego boskich perfum. Tańczę zatracając się w Nim. Wiem, że nie powinnam, ale to jest silniejsze. Podnoszę wzrok i napotykam jego brązowe tęczówki. Jeszcze nikt tak na mnie nie patrzył. Jeszcze nigdy nie widziałam żeby ktoś zdołał pokazać taką mieszankę. Przyciągam go za kark łapczywie wpijając się w jego wargi. Czuję jak jego dłonie gładzące moje plecy zamierają. Przez chwilę pozostaje bierny, jednak wybudza się z letargu i odpowiada z entuzjazmem. Przysuwa mnie do siebie trzymając swoje wielkie dłonie na moich biodrach. Całujemy się jakby jutra miało nie być. Jego broda ociera moje policzki. Zamiast mnie to odrzucić jeszcze bardzie mnie to podnieca. Przywieram do niego całym ciałem. Jak w amoku zamawiamy taksówkę i znajdujemy drogę do jego mieszkania, a później sypialni.

Jewgienij:
Chciałem tego. Cholernie tego chciałem, ale nie potrafię zrobić tego od tak. Odpycham ją, choć z mojej samokontroli zostały niewielkie strzępki, szczególnie, kiedy pręży się zachęcająco w koronkowej bieliźnie. Biorę głęboki wdech i odsuwam się od łóżka, od niej.
-Gdzie uciekasz? - Bełkocze. Jest pijana. To wyjaśnia jej zachowanie. Przecież na trzeźwo nigdy by się tak nie zachowała. Jak mogłem być tak głupi? Biorę leżącą na wierzchu koszulkę i jej ubieram, bo sama nie jest w stanie tego zrobić.
-Śpij - przykrywam ją kołdrą.
-Sama nie zasnę - jęczy płaczliwie łapiąc moją dłoń.
-Wezmę tylko prysznic.
Spędzam pod zimnym strumieniem 15 minut. Muszę ochłonąć. Ubieram spodenki i wracam do sypialni. Śpi. Kładę się obok niej i czuję jak się we mnie wtula. Obejmuję ją i czując jej słodki zapach zasypiam. Jutro będę się martwił jak jej to wytłumaczę.

 _______________________
Cześć :)
Dziękujemy za komentarze i ponad 600 wyświetleń :)
Zostało jeszcze tylko 4 rozdziały i epilog :)
Mamy nadzieje że się podoba :))