Rozdział 4
Iza:
Usłyszałam krzyk, a sekundę później uderzenie ciała o
parkiet. Podeszłam bliżej i zobaczyłam leżącą przyjaciółkę. Wpadłam w panikę. Z
jej twarzy dość szybko ciekła krew. Chwile po mnie zjawił się doktor. Spojrzał
po chłopakach i zwrócił się do najbliżej stojącego.
-Matthew, zanieś ją szybko do mojego gabinetu.
Brunet podniósł dziewczynę i przytulił do siebie nie
zważając na krew brudzącą jego koszulkę. Szłam kilka kroków za nimi. Po
krótkich oględzinach lekarz oznajmił nam, co się stało.
-Prawdopodobnie to tylko rozcięty łuk brwiowy, stąd też duża
ilość krwi. Powinna odzyskać przytomność w ciągu kilku minut. Iza potrzymaj jej
przy tym gazę, jak się obudzi to jej to oczyszczę i zaszyje.
Starałam się zachować trzeźwy umysł, jednak widząc, że
krwawienie nie ustaje poczułam, że robi mi się słabo. Doktor chyba to zauważył,
bo kazał Andersonowi wyprowadzić mnie z pomieszczenia. Usiadłam na korytarzu i
starałam się głęboko oddychać, byle tylko nie zemdleć. Nie doczekanie żebym się
zbłaźniła przy tej pożal się boże gwiazdeczce.
Matt:
Po co uderzyłem w tę piłkę tak mocno? Jakbym nie mógł trochę
przystopować. Kompletnie zapomniałem, że gramy przeciwko kobietom. Widziałem,
że wyskoczyła zbyt wysoko. Zagrałem tak jak przeciwko koledze z drużyny, niepotrzebnie
zrobiłem jej krzywdę. Przeraziła mnie tą utratą przytomności i tą krwią. Zamarłem.
Według nakazu zaniosłem dziewczynę do gabinetu i tam razem z fotografką
zostaliśmy poinformowani o stanie zdrowia szatynki. Widząc bladość blondynki
lekarz kazał mi zabrać ją na korytarz. Siedząc na jednym z krzesełek
zastanawiałem się jak przeprosić siatkarkę. Już wcześniej była na mnie cięta, a
po dzisiejszym incydencie lepiej nie pokazywać jej się na oczy. Wytężyłem umysł
żeby przypomnieć sobie imię albo, chociaż nazwisko siedzącej obok dziewczyny.
Po głębszym zastanowieniu uświadomiłem sobie, że ma takie same nazwisko jak
Winiar, jednak imienia nie mogłem sobie przypomnieć.
-Winiarska, jak mogę przeprosić Ewe?
-To ty jej zrobiłeś idioto? – Warknęła mierząc mnie wzrokiem
– Lepiej się do niej nie zbliżaj. Zła Wilczek to ktoś, kogo nie chcesz poznać.
-Tak, ale ja muszę ją przeprosić – spojrzałem na nią
błagalnie.
-Idź uspokój resztę, zastanowię się.
Na pozór spokojnie poszedłem na sale, dopiero będąc kawałek
dalej dałem upust frustracji. Cholerna pani fotograf… że też Ewa nie może mieć
jakiejś normalnej przyjaciółki tylko tę wariatkę. Zastanowi się? I pewnie
stwierdzi, że mi nie pomoże. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem na sale.
Podszedłem do trenera, a ten zawołał resztę.
-Rozcięty łuk brwiowy, także przeżyje – wyjaśniłem krótko.
-Szkoda – usłyszałem od którejś z dziewczyn.
Zawistne stworzenia. Tak jak się spodziewałem mój wzrok
natknął się na przesłodzony uśmieszek Anastazji. Okropna dziewczyna, żadnych
zahamowań o kulturze nie wspominając. Może i była ładna, ale najgorszego
kalibru.
-Dołącz do swojej drużyny, Matt – zaordynował Alekno.
Rozegraliśmy jeszcze dwa sety i rozciągnęliśmy mięśnie i
zeszliśmy do szatni. Każdy brał prysznic. Wyjątkowo poczekałem na Maksima, spojrzał
na mnie zdziwiony.
-Możesz mi pomóc dogadać się z tą fotografką?
-Czegóż chcesz od naszej uroczej Izy? – Zaśmiał się
sugestywnie.
-Poprosić o pomoc w przeproszeniu Ewy – odpowiedziałem
mrożąc go wzrokiem.
-To raczej do Wiewióra, on teraz więcej z nią gada niż ja –
wyjaśnił.
-Dzięki – mruknąłem i usiadłem z powrotem na ławce.
Musiałem uzbroić się w cierpliwość. Sivożelez wychodzi z
szatni zawsze ostatni, także nie spodziewałem się go zbyt szybko. Po 20
minutach był ubrany i gotowy do wyjścia.
-Co Cię do mnie sprowadza, Anderson? – Wspomniałem, że za
mną nie przepada? Nie no to teraz mówię. Dobrali się wspaniale… jedno wredne,
drugie rude… para idealna! A ta laska to przypadkiem nie jest zajęta? Może, nie
wiem, chyba tak.
-Możesz spytać się Winiarskiej jak przeprosić Ewę? –
Przeklinając swój los spojrzałem na niego prosząco.
-Zalazłeś jej za skórę, co? – Roześmiał się złośliwie – Daj
mi 10 minut.
Czekałem, a on w tym czasie z kimś pisał, zapewne z
blondynką.
-Iza zajmie się Ewką. Wrócą do mieszkania koło 18, więc masz
3 godziny czasu. Przygotujesz kolację, ja cię wpuszczę do ich mieszkania. Jak
coś spalisz to Winiarska Cię zamorduje… Coś jeszcze? – Zamyślił się – Wiem!
Masz jej kupić róże, ale żółte.
-Dzięki, stary – poklepałem go po ramieniu.
-Jedź za mną – uciął krótko.
Po pół godziny byliśmy na miejscu. Po drodze zajrzeliśmy do
kwiaciarni i kupiłem bukiet. Jak się
okazało mieszkamy na tym samym osiedlu, w tym samym bloku, w dodatku
naprzeciwko siebie. Jakim cudem się nigdy nie spotkaliśmy? Znaczy wiedziałem,
że w tamtym mieszkaniu mieszkają jakieś dwie kobiety, ale nigdy nie było okazji
ich poznać. Jewgienij wyjął z szafki w korytarzu jakiś materiał i położył go na
stół. Spojrzałem na niego pytająco.
-Obrus – przewrócił oczami – Pierwszy raz przygotowujesz
kobiecie kolacje?
-No… tak – odwróciłem wzrok.
-Masz jakieś 2,5 godziny.
Zostawiam Cię tu… a Iza tylko siatkareczke przywiezie i przenocuje u
mnie, także macie mieszkanie dla siebie – i już go nie było.
Zamknąłem mieszkanie kluczami od kolegi i skierowałem się do
osiedlowego sklepiku. Postawiłem na coś, czego na pewno nie zepsuje, czyli
spaghetti bologniese. Kupiłem potrzebne składniki, skierowałem kroki do swojego
mieszkania. Zostawiłem zakupy w kuchni, a sam przebrałem się w coś
luźniejszego. Przeniosłem się do mieszkania sąsiadek, gdzie przygotowałem stół
i produkty. Zostało mi 1,5 godziny więc zacząłem przygotowywać kolację. Kiedy
skończyłem przykryłem sos przykrywką i poszedłem się do siebie przebrać w
wyjściowe ubrania. Równo o 18 usłyszałem otwierane drzwi.
-Bawcie się dobrze – trzaśnięcie drzwiami. No to czas na
przedstawienie.
Ewa;
Nie dość, że ten kretyn rozciął mi brew, to jeszcze moja
ukochana przyjaciółka nie dała mi zjeść obiadu, ani nawet wrócić do domu, tylko
ciągała mnie po galerii handlowej przez blisko 2 godziny. Bolała mnie głowa i
jedyne, o czym mogłam myśleć to łóżko i jedzenie. Iza jednak była nieustępliwa
i koniecznie dzisiaj musiała kupić Nikołajowi prezent, kiedy wreszcie jej się
to udało to musiała jeszcze wybrać coś dla Krzyśka i Maksima i Jewgienija.
Myślałam, że ją w końcu zabije. Kiedy wreszcie (!) Wróciłyśmy do domu to
cmoknęła mnie w policzek i kazała dobrze się bawić i zostawiła mnie samą.
Dopiero wtedy mój umysł uchwycił smakowitą woń, podążyłam za zapachem i
dotarłam do kuchni, w której zastałam Andersona, który nakładał makaron na
talerze. CO on tu do jasnej anielki robi?!
-Usiądź sobie w jadalni, zaraz przyjdę – zaordynował, niemal
mnie ignorując. Co on u siebie jest?
-Co ty tu robisz? – Warknęłam. Ależ on mi działa na nerwy…
-Obecnie nakładam nam kolacje – Zabić to za mało…
Zdecydowanie za mało – no idźże.
Przewróciłam oczami, ale posłuchałam. Po chwili siatkarz
przyniósł talerze, rozlał nam do kieliszków wino i na chwilę wrócił do kuchni,
kiedy wrócił trzymał w rękach bukiet moich ulubionych żółtych róż.
-To dla ciebie – podał mi je.
-Dziękuję – powąchałam kwiaty – Skąd..?
-Od Izy – odparł krótko. Moja złość jakby z lekka przygasła.
Starał się. Gdyby nie to, Iza by mu nie pomogła – Daj wstawie je do wody.
Dopiero teraz zauważyłam, że na szafce stoi przyszykowany
wazon. Jedliśmy w ciszy. Nie spodziewałam się po nim, że jest tak dobrym
kucharzem.
-Pyszna ta twoja kolacja – upiłam łyk wina.
-Jedyne danie, które mi wychodzi – zaśmiał się.
-Jakbym słyszała Izę, gdyby nie ja podejrzewam, że padłaby z
głodu – na moich ustach zaigrał uśmiech, na wspomnienie umiejętności
kulinarnych przyjaciółki.
-Nie może być aż tak źle – spojrzał na mnie krytycznie.
-Masz rację jest jeszcze gorzej – roześmiałam się, a
napięcie między nami zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki – Może
kiedyś Ci opowiem, co kiedyś zrobiła.
-Czyli zakładasz, że będzie następne spotkanie?
-Okaże się – uniosłam brew – Może przeniesiemy się do
salonu? Obejrzymy film, porozmawiamy.
Wzięłam nasze kieliszki i skierowałam się do pokoju obok,
gdzie usiadłam na kanapie.
-Wybierz coś, zdaje się na ciebie – ku mojemu zdumieniu
wybrał jakąś komedie romantyczną.
Zamiast oglądać skupiliśmy się na rozmowie. Jak się okazało
mieliśmy wiele wspólnego. Słuchaliśmy tych samych zespołów, czytaliśmy te same
książki, jak się dowiedziałam mieliśmy również te same preferencje sportowe.
Oboje kochaliśmy siatkówkę ponad wszystko i oboje pokochaliśmy bełchatowską
skrę. Nawet problemy z wymową miasta przez Matta, nie były problemem, a powodem
do śmiechu. Spędziliśmy czas na miłej rozmowie, poznając się nawzajem.
-Może teraz jakiś horrorek? – Zaproponował uśmiechając się
łobuzersko.
-Czemu nie – odpowiedziałam, choć w duchu się skrzywiłam…
Nienawidziłam tego rodzaju filmów, niby wiedziałam, że to wszystko na niby, a i
tak się bałam.
Po chwili film się zaczął, wszystko było w porządku zanim
nie zaczęła się właściwa akcja. Podskoczyłam i odruchowo przytuliłam się do
przyjmującego.
-Nie mów, że się boisz? – Zaśmiał się – Może wyłączyć?
-Nie, oglądajmy – walnęłam go w ramie. Ten w zamian udał, że
go zabolało i objął mnie ramieniem.
-Lepiej?
-Taaaaa – ziewnęłam, opierając głowę wygodnie o tors
chłopaka. Nawet nie wiem, kiedy oczy mi się same zamknęły.
-------------------------------------
Cześć :)
Mamy nadzieję że się podoba. Czekamy na opinię :)
poproszę więcej, bo jestem głodna. :3
OdpowiedzUsuńnowych rozdziałów! :3
chociaż teraz sama zjadłabym takie bolognese... :>
cornflower girl.
Dziękujemy i cieszymy się że się podoba :)
Usuń