Epilog
Ewa:
Od momentu naszej
rozmowy wszystko układa się po naszej myśli. Zdarzają się kłótnie, ale w jakim
związku ich nie ma? Nie raz groziłam, że się wyprowadzę, ale wystarcza jeden
jego uśmiech i cała złość mija. Matt nadal gra w Zenicie, z którym wiedze mu się
świetnie. Stosunki w drużynie wśród przyjmujących są dość napięte. Matthew
usilnie próbuje przemówić do rozsądku temu rudobrodemu idiocie. Niestety jego
starania cały czas spełzają na niczym. Jedynym, co przez ostatnie miesiące go
interesowało to gdzie może się nawalić i zaliczyć panienkę. To chyba jedyna
rysa na naszym niemal idealnym świecie. Jestem szczęśliwa i to dzięki
brunetowi, który na każdym kroku stara się dla mnie, dla nas.
-Ewka, jestem –
usłyszałam od strony drzwi.
-Ogarnij się i
przyjdź do salonu, przygotowałam kolacje – odkrzyknęłam wykładając na talerze
makaron.
15 minut później
jedliśmy rozmawiając, po posiłku sprzątnęliśmy i zdecydowaliśmy się wymienić
mikołajkowymi upominkami. Otworzyłam pudełko, w którym znajdował się śliczny
pierścionek.
-Ew…? – Nie dałam
mu skończyć.
-Kocham Cię,
Anderson – pocałowałam go namiętnie – A teraz otwórz swój prezent.
Chłopak
rozpakował średniej wielkości pudełko, z którego jako pierwsze wyjął
czarno-białe zdjęcie.
-Co to?
-Wyjmij wszystko –
uśmiechnęłam się delikatnie. Po chwili w jego rękach znalazły się dwie pary
mikroskopijnych bucików.
-Jesteś…? – Kiwnęłam
na potwierdzenie, a on po raz kolejny obdarzył mnie pocałunkiem, tym razem
jednak czułym i subtelnym przekazując mi wszystkie emocje, od radości po
miłość. – Będę tatą.. Cholera będę ojcem! I to podwójnym!
Chyba dotarło to
do niego z lekkim opóźnieniem. Najważniejsze było jednak, że się ucieszył.
Chłopak uklęknął przede mną i podwinął moją koszulkę.
-Będę dla was
najlepszym tatą na świecie – po jego policzku spłynęła łza, nadal brakowało mu
jego ojca.
Matthew (dnia
następnego):
Przepełniała mnie
duma i szczęście. Mam wszystko, co tylko potrzebne do szczęścia – siatkówkę i
ukochaną narzeczoną w ciąży. Miałem ochotę śpiewać i tańczyć, byłem gotowy
niemal odlecieć.
-Będę ojcem –
wydarłem się na całą szatnie zaraz po wejściu.
Mężczyźni
otoczyli mnie i zaczęli gratulować, tylko Siwożelez stał z boku i był obojętny
na wszystko. Dziękowałem i słuchałem rad starszych kolegów, którzy mają w tym
polu doświadczenie.
Iza :
Nadal mieszkam w
Dortmundzie, gdzie wyjechałam tamtego feralnego dnia. To tutaj odnalazłam
spokój i przyjaciół. To tych kilkunastu mężczyzn i ich partnerki tworzy moją
rodzinę. Wiele razy dziękowałam losowi, że nie było wolnych klubowych mieszkań i
musiałam zamieszkać z jednym z piłkarzy, padło na Reusa. Po tych siedmiu
miesiącach wspólnego mieszkania mogę go śmiało nazwać przyjacielem. W ostatnich
miesiącach ciąży bardzo mi pomagał i wspierał. Spełniał każdą najdrobniejszą
zachciankę. Nawet na porodówkę mnie zabrał i pielęgniarki poinformowały go, że
ma syna! A on zemdlał. Tak się chłopak przejął. Po narodzinach Saszy proponowałam,
że się wyprowadzę, ale Marco jest bardzo uparty i stwierdził, że nie mogę sobie
teraz ze wszystkim radzić sama.
-Izaa! Jesteśmy –
krzyknął od drzwi blondyn.
-Wreszcie –
westchnęłam biorąc z jego rąk rozebranego już chłopca.
-Mała, przecież
nie byliśmy sami – jęknął.
-Znowu wyciągnąłeś
Łukasza z Sarcią? – Parsknęłam śmiechem, kierując się do salonu.
-Tym razem Aubę z
Curtysem – wyszczerzył się zabierając mi syna.
-Ejj… ty go
miałeś dla siebie do tej pory – skrzywiłam się.
-Ty się chwalisz
czy żalisz? – Wystawił w moim kierunku język – Rób zdjęcie i wysyłaj Ewie.
Zrobiłam, co
proponował i podpisałam „Moje skarby ♥” kilka sekund później w
odpowiedzi otrzymałam zdjęcie autorstwa Andersona – Wilczek trzymająca dłonie
na brzuchu z podpisem „pozdrawiamy ciotkę i wujka”
-Maaaarco,
zostanę ciocią – pisnęłam radośnie.
-Cieszę się
twoim szczęściem – cmoknął mnie w policzek i na powrót zajął się Aleksandrem.
Ewa (lipiec
2017):
-NIGDY WIĘCEJ
MNIE NIE DOTKNIESZ – wrzeszczałam na chłopaka – ZERO SEKSU… AAAAAAAAAA! I ŚPISZ
NA KANAPIE I MNIE NIE INTERESUJE, ŻE TY… AAAAAAAAAAAA! CHCESZ WIĘCEJ DZIECI!
JAK CHCESZ TO SAM SOBIE JE URODZISZ! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! ZABIJE CIĘ! ZAMORDUJE!
OBEDRE ZE SKÓRY!
-Jeszcze raz i
będziemy mieć pierwsze – kolejny krzyk – No i mamy córeczkę.
-PIEPRZONY
SIATKARZYNA! AAAAAAAA! NIGDY WIĘCEJ! AAAAAAAAAAA! NIECH TO SIĘ KOŃCZY!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Ostatni raz
zmiażdżyłam dłoń narzeczonego i usłyszeliśmy płacz drugiego dziecka.
-Harry i Stefi –
pocałował mnie w spocone czoło – nasze skarby.
Iza (sierpień
2017):
Usłyszałam dzwonek do drzwi, jednak zanim zdążyłam zejść z góry to blondyn zdążył
wpuścić gościa.
-Pojebało pana?! – Zostawiłam syna w kołysce i szybko zbiegłam na dół.
-Jewgienij?! – Rudobrody trzymał się za nos, z którego kapała krew.
-Marco, mógłbyś iść do Saszy? – Spojrzałam na niego sugestywnie i zaraz go
nie było.
Zaprowadziłam mężczyznę do kuchni gdzie siedzieliśmy w ciszy dopóki krew
nie skoczyła lecieć.
-Po co przyjechałeś? Jasno dałeś mi do zrozumienia, że cię nie interesujemy
– powiedziałam wrogo.
-Patrząc na Matta i jego szczęście zrozumiałem, że jestem idiotą. Musiałem
do was przyjechać, musiałem poznać swoje dziecko. – Wytłumaczył spuszczając
głowę w dół.
-To ci niemal rok zajęło? – Warknęłam.
-Kocham Cię do cholery – krzyknął.
-A ja mam to w dupie – zmierzyłam go lodowatym wzrokiem.
-Kłamiesz – uśmiechnął się pewnie.
-A ty marzysz – skrzywiłam się pogardliwie.
-Tak? W takim razie… - wpił się gwałtownie w moje wargi, z ochotą
odwzajemniłam pieszczotę, po kilkunastu sekundach odzyskałam panowanie nad sobą
i na miękkich nogach odepchnęłam go od siebie – Kochasz mnie, Winiarska.
-Może i kocham, ale to już nie jest ważne – po moim policzku spłynęła łza,
którą ze złością starłam.
-Jest ważne, zmienię się. Dla ciebie, dla nas, dla was.
-Udowodnij.
-------------------------------------------------------------------
Witamy po raz ostatni,
smutno mi bardzo.
Spieprzyłam. To u góry miało wyglądać zupełnie inaczej. Ich losy miały być inne i znów wszystko wyszło jak wyszło. Przepraszam.
Każdy kto przeczytał niech zostawi po sobie komentarz ♥
Dziękujemy i cześć :))